„Jestem matką sześciolatka, który chodzi do klasy zerowej. Bez problemów radzi sobie z nauką, chociaż bardzo dużo opuszcza (jest alergikiem). Obawiam się, że w przyszłości (biorąc pod uwagę przeładowanie trudnego programu nauczania) przestanie sobie radzić. Pracuję i będę miała niewiele czasu, by pomagać dziecku w nadrabianiu braków; Poza tym syn jest bardzo nieśmiały, źle się czuje wśród nowo poznanych ludzi, a jednocześnie wprost łasi się do rówieśników, pożycza im zabawki, nie potrafi walczyć o swoje. Nauczycielka mówi, że jest skryty. Znajomi mający trochę starsze dziecko powiedzieli mi, że będę musiała wybierać: albo zdrowie dziecka, albo jego postępy w nauce. Co robić?”
Wydaje mi się, że należy Pani do osób, które martwią się dwa razy: raz, zanim cokolwiek się wydarzy, drugi raz, gdy są ku temu powody. To o raz za dużo, nieprawdaż?
Myślę, że większość Pani kłopotów z synem wypływa właśnie ze skłonności do nadmiernego niepokoju. Swoje postawy przekazuje Pani synowi i stąd jego kłopoty z kontaktami z rówieśnikami, a także problemy zdrowotne. Radzę nie zajmować się tym, co może wydarzyć się w przyszłości, a raczej postarać się wyciszyć i siebie, i syna.
Odnośnie ewentualnych (!) kłopotów Pani syna z nauką, to nawet gdyby miał opuszczać dużo lekcji (zdrowie jest ważniejsze), to po pierwsze – wydaje mi się, że jest dzieckiem zdolnym i liczne nieobecności nie powinny mu przeszkadzać w postępach w nauce, a po drugie – gdy syn będzie chory, to Pani prawdopodobnie będzie korzystać ze zwolnienia lekarskiego na opiekę nad nim, a więc znajdzie Pani czas na pomaganie dziecku w nadrabianiu braków. Sądzę też, że dobrym lekarstwem na Pani kłopoty byłaby decyzja o powiększeniu rodziny. Z listu wynika bowiem, że syn bardzo potrzebuje rodzeństwa (stąd taki, a nie inny jego stosunek do rówieśników). W nowej sytuacji zmniejszyłaby się Pani koncentracja na jego osobie. Byłoby to, moim zdaniem, bardzo korzystne.