Rozwód jest bolesnym przełomem w Waszym życiu. Najgorsze w takim momencie jest rozstanie w gniewie i nienawiści. Mamy nadzieję, że nasze wskazówki pozwolą Wam zminimalizować straty uczuciowe i emocjonalne.
Ciężko nam zaakceptować fakt, że małżeństwo uległo rozpadowi. Kiedy na widnokręgu pojawia się widmo rozwodu, wiele osób za wszelką cenę usiłuje ratować podupadający związek. Ludzie z reguły udają wtedy miłość rodzinną i do partnera. Doświadczenie wskazuje jednak, że gdy partnerzy raz „zaprogramują się” na rozstanie, dojrzewa w nich głęboko tłumiona wzajemna nienawiść i niechęć. Krach jest już wcześniej czy później nieunikniony. Cena, jaką trzeba by zapłacić za utratę swej osobowości, jest zbyt wielka.
Kiedy małżeństwo wchodzi w fazę kryzysu, dwustronne dyskusje należałoby skrócić do minimum. Zbyt wiele dobrego one nie przyniosą. Partnerzy są bowiem naładowani agresją i negatywnymi uczuciami. Zamiast argumentów słownych pojawiają się argumenty siłowe. Niejeden talerz ląduje wtedy na ścianie. W tej sytuacji do rozmowy o przyszłości należałoby dopuścić fachowca, który jest w stanie podpowiedzieć coś mądrego. Ktoś neutralny postara się zapobiec przerodzeniu się dyskusji w morze wzajemnych zarzutów.
W małżeństwie żelazną zasadą powinno być unikanie za wszelką cenę kłótni przy dzieciach. Ale kiedy ludzie zdecydują się już na rozwód, istnieje konieczność wyjaśnienia całej sytuacji potomstwu. Dziecku trudno pojąć, dlaczego raptem rodzice się rozstają, ale oszustwa w tym momencie są czymś znacznie gorszym. Kłamstwo ma przecież krótkie nogi i prędzej czy później trzeba będzie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tata nie wraca z delegacji. Unikanie rozmów z dziećmi lub ich okłamywanie jest w sumie okłamywaniem samych siebie. Nie wolno też czynić z dzieci obiektów sporu czy przetargu. Rozwód to przecież sprawa między dorosłymi, a dzieci nie są niczemu winne. Zmuszanie ich do wzięcia strony jednego z rodziców jest szkodą, którą im się robi na całe życie.
Oczywiście kocham ciebie, ale pozwól, by nasz związek uleczyło chwilowe rozstanie. Być może, to nas ponownie zwiąże – takie zdania słyszymy często. Ale uwaga! Kto bardzo nalega na takie rozwiązania, ma zamiar bezwzględnie wykorzystać nadzieję partnera na porozumienie. Podpisuje się wtedy ultimatum, które ma być furtką do późniejszych powrotów w obawie, by całkowicie nie zamrozić związku. W ten sposób jednak, w żadnym wypadku, odchodzącej strony nigdy się w przyszłości nie odzyska. „Podpisałem(łam), bo ona (on) składała mi konkretne obietnice” – padają potem tłumaczenia. Faktów jednak nie da się wymazać. A więc trzeba korzystać z rad fachowców, adwokatów.
Co do kogo należy, kto i co zabierze? Na te pytania koniecznie należy znaleźć odpowiedź, zanim jedna ze stron się wyprowadzi. W wielu przypadkach dochodzi jednak do sytuacji odwrotnej. Potem okazuje się, że zniknęła np. biżuteria odziedziczona po prababci. Kto wyprowadzi się, nie zabierając tego, co rzeczywiście do niego należy, popełnia duży błąd i ma nikłe szanse na odzyskanie tych dóbr. Co w tym czasie zniknie, praktycznie przepada na zawsze. Tak więc przed ostatecznym powiedzeniem sobie „żegnaj”, należy spokojnie sporządzić spis inwentarza, poczynając od drobiazgów osobistych, a kończąc na wspomnianej biżuterii, po czym złożyć pod dokumentem podpisy.
Jakże często słyszy się, że jedna strona w tajemnicy przed drugą sprzedała samochód rzekomo za grosze, tłumacząc się, że auto uległo wypadkowi i straciło praktycznie jakąkolwiek wartość. Aby uniknąć takich niespodzianek, należy założyć coś w rodzaju książeczki rozwodowej, w której wyszczególni się nie tylko dobra osobiste, wiano wniesione przez oboje do małżeństwa, ale również majątek ruchomy i nieruchomy. Nie wolno zapominać przy tym, aby każdemu przypisać to, z czym wszedł w związek małżeński. Trzeba więc postawić pytanie, co należy do mnie, do ciebie, do nas? Większe zakupy dokonane już po ślubie, nawet udokumentowane rachunkami wystawionymi na jedno z partnerów, są częścią majątku wspólnego. Wszystko to wydawać się może trudne, ale trzeba spróbować. Najlepiej w miarę spokojnie przedyskutować sprawy podziału majątku, aby uniknąć późniejszej walki o drobiazgi. W ten sposób możecie także zaoszczędzić na kosztownym procesie sądowym o podział majątku.
Solą na krwawiącą, rozwodową ranę bywają częstokroć kwiatki, o jakich dowiadujemy się w banku. Przychodząc po gotówkę, słyszymy, że druga strona, której nie chcielibyśmy już nigdy widzieć, opróżniła Waszą wspólną książeczkę oszczędnościową. Odzyskanie utraconych w ten sposób pieniędzy i doprowadzenie do ich podziału jest bardzo trudne, jeśli w ogóle niemożliwe.
W chwili rozstania niezbędne jest więc założenie dwóch osobnych książeczek lub kont bankowych.
Gdy rozwód jest już postanowiony, znajdzie się zawsze rzesza życzliwych śpieszących z dobrymi radami. Oni jednak nie są w stanie zastąpić porady fachowca. Wiele osób za późno się przekonało – myśląc, że to tylko przejściowy kryzys – że ich drugie połowy już dawno zasięgnęły pomocy adwokata i mają nad Wami przewagę. Nie ma co ociągać się z wizytą u prawnika, bo może to zapobiec kłótniom, pozwoli wypracować wspólne ustalenia na przyszłość. Umożliwi również zmniejszyć koszty, bo kiedy sprawa trafi do sądu, wiele problemów będzie już przez Was rozwiązanych wcześniej.
Nie ma sensu kombinować, w jaki sposób uniknąć płacenia mniejszych alimentów. Przeciwnie, trzeba tak postępować, aby mieć z czego je płacić. Wymaga tego odpowiedzialność za przyszłość Waszych dzieci. Wszelkie uniki typu zmiana pracy na mniej płatną, pociągające za sobą niemożność wywiązania się ze zobowiązań, budzą podejrzenia, są po prostu prymitywne. Nie pozwól, by dzieci mogły Ci to w przyszłości wypomnieć ze złością i żalem.